sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział II

Rozdział II

Zakapturzony mag wyłonił się z ciemności, a oni wstali z miejsc, łapiąc za broń. Ogień mistycznie oświetlał jego sylwetkę.
- Ktoś ty? - Spytała kobieta, a jej wielki miecz skierowany był prosto ku niemu.
- Apostata.
Teraz Hedin widział ich bardzo dokładnie. Jeden z mężczyzn był ciężko opancerzony, a w dłoni dzierżył topór. Człowieka z blizną przepasały ze wszystkich stron skórzane pasy, a na nich jeżyły się ćwieki i kolce. Kobieta miała zaś dziwaczne znamię na szyi, a kolczuga, w którą była ubrana, wyglądała jakby nic nie ważyła.
- Apostata? A jak apostata miałby nam pomóc? - Zaśmiał się sucho mężczyzna z toporem.
- Manipulacją.
- Rozumiem, że chcesz coś w zamian.
- Tak, pieniędzy. Albo was pozabijam. Podobno jestem do tego zdolny. - Rzekł rześko Hedin, wyraźnie uradowany.
Bandyci milczeli.

- Tak się składa, że uciekłem i nie mam kasy. Jak nie chcecie przystać na moją propozycję nie do odrzucenia, stawiam sprawę jasno: giniecie we własnej obronie, ja zabieram kasę, idę do miasta. Przystajecie: dajecie mi kasę z własnej woli, nikt nie ginie, przedostajemy się do miasta, wszyscy są szczęśliwi... To jak będzie? - Z ust Hedina uśmiech nie schodził. Ta sytuacja bardzo go bawiła.
Opryszki spojrzeli po sobie.
- Nie mamy wyjścia. Niech będzie.
Hedin szczerzył się od ucha do ucha. Tak naprawdę wcale nie chciał ich pozabijać. Co najwyżej ukradłby im pieniądze i zwiał. Tak byłoby prościej. Nikt by go nie oskarżał. Ale, że wcale niegroźni bandyci tego nie wiedzieli, dali Hedinowi pieniądze. Co prawda nie było ich zbyt wiele, ale na piwo i jeden pokój w karczmie starczą.

Szli, a Kicek stękał ze zmęczenia. Kilka razy człowiek z blizną próbował zaatakować Hedina lub uciec ale bez skutku – ostatecznie nabił sobie kilka guzów. Zaś z twarzy apostaty uśmiech wciąż nie schodził, co jego towarzyszom bardzo się nie podobało, więc Hedin robił im na złość.
Prędko okazało się, że port jest bardzo blisko od obozu bandytów. Księżyc pięknie odbijał się od niewzruszonej tafli wody. Kiedy znaleźli się pod bramą, Hedin zdjął kaptur z głowy.
- Kiszka, zapukaj. - Rzekła kobieta.
Więc Kiszka zapukał.
- To tam? - Ozwał się nieprzyjemny, znudzony głos z drugiej strony bramy.
- Otwórz bramę. - Rzekł Kiszka.
- A pozwolenie jest? - Zapytał wartownik.
- Nie. - Odparł Kiszka.
Kobieta z całej siły przyłożyła w oszpeconą przez los, twarz Kiszki.
- To nie mamy o czym mówić. O tej porze tym bardziej gości bez pozwolenia nie wpuszczamy. Trza dbać o bezpieczeństwo.
- Jest, jest. Kolega się pomylił.
Wartownik rozsunął okienko i wychylił przez nie głowę.
- Pokazać.
Hedin spojrzał głęboko w jego stare, szare oczy, szepcząc, prawie niedosłyszalnie:
- Widzisz pozwolenie. Wpuszczasz nas. Widzisz pozwolenie...
- A co ty, panie? Dobrze się pan czujesz?
Hedin zaklął. Strażnik lustrował go wzrokiem.
- Manipulacja... - Szepnęła magowi do ucha z kpiną towarzyszka, krzyżując ręcę na piersi.
Wartownik zasunął okienko.
- E, panie! Panie wartownik! Słuchaj no pan! - Krzyczał człowiek z toporem.
- Czego?
- Wpuści pan nas, wie pan, on do medyka musi.
Wytrzeszczając nań oczy, Hedin zaczął udawać, że nie czuje się najlepiej.
- Nie, nie wpuszczę.
- Latika, zrób coś. - Szepnął jej do ucha Kiszka. Latika traciła cierpliwość.
- Jak pan nie wpuści, on umrze. To pana wina będzie! - Ozwała się po chwili milczenia.
Wartownik rozsunął okienko. Hedin powtórzył czynność, czując na sobie jego spojrzenie. Złapał się za głowę i starał się udawać niepoczytalnego wiarygodnie.
- Nie.
- Panie. Wie pan, że jak to pana wina będzie, to można do straży zgłosić? Do pierdla pana wsadzą! - Przekonywała dalej.
- A prawdę mówicie? - Spytał wartownik i spojrzał po ich twarzach.
- A jak inaczej, panie? Pocośmy kłamać mamy?
- Dobra, wchodzić. - Rzekł, zasunął okienko i otworzył bramę, co zajęło mu kilka chwil.
Latika szła na przodzie, ciągnąc za sobą Kicka.
- Ale cicho-sza. Jakby pytał co kto, to mówić, że za pozwoleniem wpuścił ja was.

Hedin oddalił się szybko i niezauważalnie, pozostawiając bandę daleko w tyle, gdy mieli problem z pozostawieniem konia w miejscowej stajni.
Wąska uliczka była głośna i jasna – z karczmy, jak głosił napis na tabliczce Pod Owrzodzoną Wiedźmą, dochodziły śpiewy, wrzaski i ulatywały dziwne zapachy. Hedin skrzywił się. Jakże zachęcająca nazwa. Tak, czy siak, Hedin wszedł tam, zaciągając kaptur na głowę i nie pomylił się w swoich przypuszczeniach. Gospoda była wypełniona po brzegi, a do baru piętrzyła się długa kolejka. Zewsząd otaczał go smród potu, piwa, i zapach - całkiem przyzwoity zresztą – potraw.
Miał wrażenie, że kolejka, w której stał, nigdy się nie skończy. Stał tam i stał, i uderzało w niego tysiąc różnych smrodów, omijało go tysiąc różnych, z dwa razy większych od niego osobników (chociaż Hedin był wysoki), i ktoś odkąd tu wszedł, obserwował go. Jak zdążył już zauważyć, była to postać siedząca pod oknem, w rogu, zakapturzona i ciemna. Z nikim nie rozmawiała, nic nie piła, nic nie jadła. Wciąż patrzyła na niego.
- Co dla pana? - Zaskoczył go barman.
- Piwo i pokój na jedną noc.
- Osiemnaście srebrników, pokój numer 12 – rzekł barman i wyciągnął rękę. - No dawaj pan, ludzie czekają.
Zapłacił, wziął klucz i odszedł. Po chwili, gdy znalazł jakimś cudem wolne miejsce, zjawiła się kelnerka, stawiając przed nim wielki kufel zimnego piwa.
- Smacznego – rzekła kobieta. – Aha – miała już iść gdy odwróciła się na pięcie – tak w razie czego, to nad karczmą zamtuz jest – puściła do niego oko na co Hedin uśmiechnął się kretyńsko i odeszła.

Ciemna postać nie spuszczała z niego oka ani na chwilę, czuł to. Obserwowała każdy jego ruch, słyszała każdy jego oddech. Hedin nagle odwrócił się w jej stronę. Wniknął głęboko do umysłu osobnika, mimo, że siedział dość daleko i mówił do jego myśli: Kim jesteś? Czego chcesz? Ten człowiek był jednak na to przygotowany. Skrzyżował palce u prawej dłoni z tyłu pleców, pochylił się do przodu tak, jakby do niego mówił. Hedin usłyszał przenikliwy, zimny głos, ku jego zdziwieniu, kobiecy głos: Spodziewałam się twoich nędznych sztuczek, apostato. Nie wnikniesz głębiej do moich myśli. Ale następne słowa maga zmroziły jej krew w żyłach: Moje sztuczki nie działają? Masz skrzyżowane palce u prawej dłoni za plecami, wiem to. Zatem co powiesz na to? Przekazując tę wiadomość kobiecie w myślach, Hedin wyobrażał sobie jej rękę za plecami. Gdy już to zobaczył, ujrzał jak palce wykręcają się powoli w drugą stronę, a potem jak dłoń dziewczyny kładzie się z jego woli na stole.
I stało się – jej kości powykręcały się przeraźliwie, bardziej niż tego chciał, a potem ręka rąbnęła z hukiem o blat. Dziewczyna wydała z siebie stłumiony krzyk. Trzymając myślami jej dłoń, jął wnikać ponownie w jej myśli głębiej, tym razem z pozytywnym skutkiem, mimo opierania się kobiety.
Pożar, łuk, strzały, elfy, puszcze, ośnieżone szczyty gór, przyjaciele, rodzina, brat, przyjaciele, brat, kłamstwa, zdrady, piwo, pieśni, elfy, znów brat, Kicek, bandyci, Latika, Kiszka, Kicek, świstek, wartownik, karczma, plakat, Hedin Mayladen z Ulfgradu, groźny apostata uzbrojony w silnie zaklęcia entropii i przywołania prawdopodobnie grasuje na terytorium Halavadet, wciąż ukrywając się w głuszy, apostata, apostata, apostata. Przez jego głowe w ułamkach sekund przewijały się obrazy, krótkie dialogi i przemyślenia wyciągnięte prosto z myśli dziewczyny. Czuł, że kilkakrotnie próbowała umknąć jego sile, dlatego ostatecznie nie zobaczył jej twarzy, ani nie dowiedział się jak ma na imię, skąd pochodzi. Podejrzewał zaś, że była elfką, łuczniczką, dziewczyną, która ukradła bandzie Latiki pozwolenie na wejście do miasta. Kim jesteś? Spytał Hedin jeszcze raz. Tym razem elfka odpowiedziała. Łowcą głów. Za twoją wyznaczyli trzydzieści pięć tysięcy srebrników.
Hedin puścił jej palce, które powróciły do swej dawnej postaci i spojrzał na nią. Spod kaptura wystawała para zielonych i przepełnionych szaleństwem oczu, mówiących Pragnę cię zabić jak nikt inny. Hedin uśmiechnął się do niej i zniknął, pozostawiając po sobie w miejscu, w którym siedział niebieską, skrzącą się mgiełkę i kurz z gospody.
Oszołomieni ludzie podskoczyli z wrażenia. Jęli wrzeszczeć, krztusić się piwem i kasłać. Ale ona była jakby nie wzruszona. Siedziała tam, gdzie wówczas siedziała, księżyc, którego promienie wylewały się przez szybę, oświetlały dziwacznie jej sylwetkę. Ręce tkwiły w bezruchu, położone na blacie. Zmrużyła jedynie oczy. Bardzo dobrze wiedziała, że i tak go znajdzie. I tak go zabije.


2 komentarze:

  1. *.* Owww. Cudeńko. Aż mi słów brak. Wszystko idealnie. Mogę się tylko przyczepić, że zdań raczej nie zaczyna się od ale. Chociaż.. w wielu książkach pisarze nie zwracają na to uwagi, więc nie trzeba poprawiać. Życzę weny i oby 3 rozdział pojawił się jak najszybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :) Twój blog został nominowany przeze mnie do Liebster Blog Awards. Więcej informacji na moim blogu :
    whoa-nails.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń